Rozdział 2
Białe włosy związała w koński ogon. Przemierzając pola na swoim koniu marzyła tylko o tym, aby znaleźć się już w domu. Wiedziała, że ma jeszcze kawałek drogi przed sobą. Nie zatrzymując się była w stanie dotrzeć przed zmrokiem. Nagle zauważyła ruch po swojej prawej stronie. Zerknęła w miejsce, gdzie chwilę temu przemknął czyjś cień. Nikogo nie zobaczyła i zwolniła zaniepokojona. Rozejrzała się dookoła, gdy nagle na swojej drodze ujrzała stojącą postać. Pociągnęła mocno za lejce, a jej klacz zarżała głośno i ustała na tylnych kopytach. Kiedy już się uspokoiła, zatrzymała się na przeciw postaci, której twarz zasłaniał kaptur. Abigail zsiadła z konia i wygładziła gestem spódnicę, po to tylko by sprawdzić, czy jej sztylet wciąż jest przywiązany do uda. Wiedziała, że istota, która opóźnia jej podróż jest wampirem. Nie mogła jednak wymyślić, czemu ją zatrzymała oraz co robiła na terytorium wilkołaków. Kiedy czarownica zbliżyła się, wampirzyca jednym ruchem zdjęła kaptur i uśmiechnęła się kpiąco. Dookoła jej twarzy rozsypały się ciemne loki.
- Jak podróż? - zapytała jak gdyby nigdy nic czarownicy. Abigail zlustrowała ją spojrzeniem zimnych tęczówek.
- Było w porządku, dopóki mnie nie zatrzymano. - odparła i wyjęła sztylet spod spódnicy. Wampirzyca jedynie parsknęła z pogardą.
- Co może sprowadzać wysoko postawioną wiedźmę na tereny wilkołaków o zmierzchu? - zadała pytanie patrząc w oczy Abigail - Zakładam, że twój sekretny romans zaakceptowano w Credo, w końcu jesteś...
Zamilkła, kiedy czarownica przystawiła sztylet do jej gardła.
- Czego chcesz? - szepnęła wampirzycy do ucha gotowa podciąć jej gardło.
- Powinnaś zadać inne pytanie - odparła tylko cicho. Jednym ruchem wyplątała się ze śmiertelnego objęcia wiedźmy i wyrwała zwinnie sztylet z jej dłoni. Abigail runęła na ziemię, lecz szybko podniosła się i wysłała w stronę dziewczyny lodowe pociski, których bez wysiłku uniknęła. Podjęła kolejną próbę, która okazała się być daremna.
- Ja niczego od ciebie nie pragnę Abigail. - jasnowłosa spojrzała w jej oczy - Pytanie brzmi, czego ty chcesz?
Zastanawiała się skąd zna jej imię, a także jakim cudem wampirzyca wiedziała, gdzie jej szukać. Nikt nie wiedział, że znikała każdego miesiąca na tydzień, aby spędzić ten czas w pałacu alfy. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Z wyjątkiem jej "męża", który ją krył za każdym razem, gdy znikała. Spojrzała nieufnie w stronę młodej dziewczyny. Postanowiła wysłuchać, co ma do powiedzenia.
- Nie rozumiem, co masz na myśli.
- Naprawdę? - roześmiała się wesoło - No dawaj Abi! Jakie jest twoje największe marzenie.
Wiedźma zacisnęła usta w wąską linię. Chciała już wsiąść na konia, pomknąć przed siebie i jak najszybciej zobaczyć się z ukochanym. Nie miała ochoty na głupie zagadki, które do niczego nie prowadziły.
- Na chwilę obecną? - zapytała białowłosa - Abyś zeszła mi z drogi i zostawiła mnie w spokoju. To zdecydowanie moje największe marzenie.
Wampirzyca pokręciła tylko głową i zacmokała z dezaprobatą.
- Nie, nie, nie - powiedziała - To nie tego najbardziej pragniesz.
- Uwierz mi, że z każdą chwilą coraz bardziej.
Abigail się skrzywiła, a dziewczyna roześmiała wesoło.
- Jesteś zabawna! - rzekła zadowolona - Może tego nie czujesz, ale ja jestem pewna, że świetnie byś się z nimi dogadała. W sensie... jesteś nieco oziębła i nieprzyjemna, ale co się dziwić skoro dorastałaś do roli przywódczyni czarownic. Szkoda, że twój braciszek jednak żyje. Byłabyś świetną królową.
- Mój brat świetnie sobie radzi - odparła zdenerwowana na brak szacunku z jakim zwracała się do niej wampirzyca.
- Nie twierdzę inaczej - przyznała - Ale zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest być tą słabszą, młodszą siostrzyczką?
- Nieźle, a jak to jest być natrętną, wścibską atencjuszką? - wysyczała Abigail.
- Nie wiem - zdziwiła się wampirzyca - Ja byłam tylko ciekawa, czy jeszcze o nich pamiętasz?
Wiedźma przeanalizowała jej słowa.
- O kogo pytasz?
- O twoich synów.
Dla Abigail świat zatrzymał się na kilka sekund. Nie mogła wziąć oddechu. Zamarła, gdy usłyszała jej słowa. Wampirzyca zdawała sobie sprawę z reakcji czarownicy, nie było nawet sensu, żeby Abigail wypierała się swoich dzieci.
- Posłuchaj - zaczęła szatynka - Nie jestem tutaj po to, aby grać na twoich uczuciach. Twoi synowie są dualitami. Na pewno dotarła do ciebie ta informacja.
Kiwnęła lekko głową.
- Widziałaś się z nimi? - zapytała ostrożnie czarownica. Wróciły do niej poczucie winy i strach. Wiedziała, że skoro ona o nich wie, to każdy może zranić jej dzieci.
- Tak - powiedziała zdecydowanie - Nie wiedzą o tobie.
Abigail pokiwała energicznie głową.
- To dobrze - odpowiedziała - Mieli mieć spokojne i piękne życie.
- Abigail - zaczęła zdenerwowana wampirzyca - Nie możesz ich ukrywać do końca świata. Wiesz, że mają moce... - spojrzała na czarownicę, która wydawała się być bardzo poruszona tą rozmową - Są hybrydami do cholery jasnej! Nie rozumiesz? Oni nie potrafią poradzić sobie w ludzkim świecie. Ktoś musi im pomóc w przemianie. A ty musisz nauczyć ich panowania nad magią. Są zagubieni, przekonani o tym, że są ludźmi. Nie umieją panować nad swoimi umiejętnościami i nie mają pojęcia, kogo mogą prosić o pomoc. Naprawdę nie wiem, co wyobrażałaś sobie oddając ich pod opiekę ludzi.
Abigail posłała jej ostre jak brzytwa spojrzenie.
- Myślałam, że w ten sposób ocalę im życie - syknęła - Ukrywanie ich, ciągłe życie w strachu, że ktoś może się dowiedzieć... Tylko w ten sposób mogliśmy ich ochronić!
- Rozumiem - przyznała łagodniej - ale już jest czas, aby pogodzić się z konsekwencjami swoich wyborów.
I nie miała na myśli wyboru czarownicy, co do ukrycia jej dzieci w krainie ludzi. Chodziło o wybór, którego Abigail dokonała wiążąc się z alfą watahy wilkołaków.
- Co się dzieje? Nie jestem głupia. - prychnęła - Inaczej nie stałabyś przede mną teraz, nie rozmawiałabyś z moimi synami i nie marnowała mojego czasu.
- Abigail, szykuje się krwawa wojna. A ja, tak samo jak twoi synowie oraz pozostali wybrańcy zostaliśmy powołani, aby zasiąść na tronach w Credo.
Abigail była zszokowana tym, co usłyszała od wampirzycy.
- Kim ty jesteś?
- Jestem Zara. Córka Rosemary królowej elfów i Nicolasa władcy wampirów.
- To nie możliwe - pokręciła głową Abigail - Rosemary miała męża. Max zasiadał na tronie elfów. Adela jest ich pierworodnym dzieckiem. Znałam Rosemary nie wmówisz mi, że moją przyjaciółka mogła zdradzić Max'a!
- Nie kłamię - powiedziała Zara - Adela jest moją siostrą. Ale moim ojcem jest Nicolas, on nie wie o moim istnieniu. I nigdy nie może się dowiedzieć. Wszyscy dookoła myślą, że wampiry nie przekazują swoich cech dzieciom. Wydaje mi się, że oni sami nie wiedzą, że jest to możliwe.
Abigail dopiero teraz zauważyła, że zapadł zmrok. Powinna już dawno być w domu. Giovanni na pewno zamartwia się na śmierć.
- To nie jest odpowiednie miejsce. - stwierdziła Abigail - Wyruszysz ze mną do pałacu alfy?
Zara specjalnie zatrzymała czarownicę, żeby porozmawiać z osobą, która wydawała się być bardziej opanowana niż wilkołak, a w szczególności alfa. Jednak wiedziała, że powinna opowiedzieć tą historię im obojgu.
- I jak? - dopytała Abigail nie doczekawszy się odpowiedzi.
- Zgoda. Ja... wolę pobiec. - wyjaśniła, gdy czarownica zaczęła zdejmować siodło z konia.
- Oh - odparła - W porządku. Trzymaj się blisko mnie.
Zara odczekała chwilę, aż Abigail wsiądzie na konia. Ruszyły w tym samym czasie i zatopiły się we własnych myślach, gdy pokonywały drogę do siedziby alfy.
Rzucał o ściany gabinetu wszystkim, co miał pod ręką. Był wściekły, że nie wiedział, co dzieje się z
Abigail. Jej podróż trwała zdecydowanie za długo, a on nie potrafił uspokoić się, gdyż jego myśli wciąż powracały do jego partnerki. Już dawno wysłał najbardziej doświadczonych zmiennokształtnych, aby ją odszukali i sprowadzili całą do niego. Wiedział, że coś musiało ją zatrzymać. Obawiał się bardzo, co mogło to być. Bał się, że mógł ją ktoś zaatakować lub porwać. Mogła wrócić ledwo żywa bądź w ogóle nie wrócić. Rzucił kryształową popielnicą o ścianę. Czym prędzej wyszedł z gabinetu i ruszył do hallu. Jeśli zostałby sam ze swoimi lękami jeszcze przez pięć minut, jego biuro musiałoby przejść przez generalny remont. Wyszedł przez drzwi pałacu wymijając przerażoną służbę. Nikt nie stawał na drodze alfy, gdy był w złym nastroju. Kiedy był wściekły lepiej było nie dolewać oliwy do ognia i czym prędzej zniknąć z pola widzenia. Kiedy już zamierzał przemienić się w wilkołaka usłyszał wycie dobiegające ze środka lasu.
Znaleźli ją.
Ogarnęło go poczucie niewyobrażalnej ulgi. Próbował dojść do siebie i wygładzał materiał garnituru czekając z niecierpliwością, aż Abigail stanie przed nim cała i zdrowa. Nie musiał czekać długo, gdyż koń jego partnerki szybko mknął w jego stronę, kiedy czarodziejka zatrzymała konia zauważył, że obok niej stała ubrana w czarny płaszcz młoda dziewczyna. Spojrzał w jej czerwone tęczówki i już wiedział kim jest. Sześciu wilkołaków, których wysłał na poszukiwania, okrążyło wampirzycę i warczało groźnie. Nie znał jej. Ba! Nawet nie domyślał się kim mogła być tajemnicza dziewczyna.
Abigail zsiadła z klaczy i rzuciła do swoich poddanych oschłym tonem:
- Dość.
Wilki natychmiast spuściły łby i oddaliły się powoli cały czas obserwując wampira. Giovanni zszedł po schodach i zanim czarownica zdążyła powiedzieć choćby słowo, wziął ją w ramiona. Wdychał jej zapach i wiedząc, że jest przy nim uspokajał się coraz bardziej. Składał pocałunki na jej nagiej szyi i wyszeptał jej do ucha.
- Mam ochotę zamknąć cię na klucz w tym domu, abym nigdy nie musiał się o ciebie martwić tak jak dzisiaj.
Odsunęła się od niego delikatnie, aby spojrzeć mu w oczy. Pogładziła jego policzek i pocałowała go z namiętnością. Tak bardzo tęskniła za jego dotykiem i opiekuńczością.
- Wszystko w porządku. - szepnęła, gdy zatraciła się w spojrzeniu jego zielonych tęczówek. Odsunęła się lekko i złapała za rękę - To jest Zara.
Abigail wskazała dłonią wampirzycę, która stała wciąż w tym samym miejscu. Giovanni podszedł do dziewczyny i ujął jej dłoń składając na niej pocałunek.
- Jestem Giovanni, alfa watahy - przedstawił się, a Zara skinęła jedynie głową na jego odpowiedź.
- Wejdźmy do środka - zaproponowała Abigail i zniknęła za masywnymi drzwiami pałacu. Wilkołak pozwolił dziewczynie iść przodem. Zara weszła do środka podziwiając przestrzenny hall, w którym znajdowały ogromne schody poprowadzone z obu stron. Między nimi znajdowało się potężne wejście do sali z wielkimi oknami. Zauważyła, że Abigail właśnie przytula do siebie starszą kobietę w czarnym uniformie.
- Tak się cieszę, że jesteś. - powiedziała wilczyca ze łzami w oczach. Czarownica roześmiała się.
- Jestem tutaj co miesiąc, Caro. Też się cieszę, że cię widzę.
- Caro - wtrącił się alfa - Byłabyś uprzejma podać nam kolację?
Kobieta jeszcze raz uścisnęła Abigail i odpowiedziała, że musi wracać do pracy.
- Oczywiście alfo - odrzekła i zniknęła za drzwiami. Czarownica zerknęła na Zarę i zaprosiła ją do stołu. Giovanni odsunął krzesło Abigail i szybko zajął swoje miejsce. Jego spojrzenie świdrowało od góry do dołu postać wampirzycy.
- Giovanni - wilkołak przeniósł wzrok na swoją partnerkę - Nie było mnie tak długo, dlatego że musiałam porozmawiać z Zarą. Ona stanęła na mojej drodze, kiedy jechałam...
- Dobrze wiedzieć, że moja żona zatrzymuje się, aby porozmawiać z obcymi. - warknął ostro i dodał z reprymendą - Mogło ci się coś stać. Nie możesz narażać się na niebezpieczeństwo Abigail. Nawet nie masz pojęcia przez, co musiałem przechodzić.
Czarownica lekko spuściła wzrok. Zara postanowiła wtrącić się w ich rozmowę. Nie miała zbyt wiele czasu.
- To było konieczne alfo - wampirzyca spojrzała mu w oczy - Szykuje się wojna.
Giovanni uniósł kącik ust.
- Wydaje mi się, że sytuacja w kraju jest opanowana Zaro. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa...
- Mylisz się - przerwała mu wampirzyca, czego wilkołak nie znosił. Nie tolerował takiego braku szacunku, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona kontynuowała - Uważasz, że twoja stabilna pozycja w Credo uchroni twój gatunek od wojny. Mylisz się alfo. Twój pakt z Nicolasem nie jest trwałym sojuszem. Wampiry nigdy nie były i nie będą uległą rasą, która jest gotowa do współrządów, które teraz mają miejsce. Nicolas tylko czeka na okazję, żeby zawładnąć każdym gatunkiem w Credo. Musicie zrozumieć, że on nie pragnie niczego równie bardzo jak nieograniczonej władzy. Giovanni pierwszymi niewolnikami wampirów staną się elfy, a to będzie dopiero początek. Nicolas miał dużo czasu, aby zorganizować swoją własną armię. Za waszymi plecami, za ogrodzonym murem terytorium wampirów, Nicolas zbiera siły, zapasy i już dawno przygotował plan działania. Kolejni będą jeźdźcy, a następnie szeptacze. A ty i Adriano jak bezmyślne marionetki będziecie twierdzić, że jesteście niepokonaną trójką. Niestety Nicolas zgarnie szybko i wasze terytoria, a was szybko się pozbędzie. Co się stanie z Abigail? Najprawdopodobniej twoja żona będzie należała do jego haremu i będzie na każde jego zawołanie - Wilkołak odsunął z impetem krzesło, które upadło z hukiem na podłogę. Giovanni zaczął chodzić niecierpliwie w salonie. Zaraz patrzyła na niego, kiedy tak spacerował - Nic go nie powstrzyma alfo. Chyba, że twoi synowie oraz pozostali dualici wrócą ze świata ludzi.
- Nie - ryknął Giovanni, na co Abigail wzdrygnęła się.
Zara natomiast przymrużyła oczy i wpatrywała się uparcie w wilkołaka.
- Gio - odezwała się łagodnie Abigail - Oni nas potrzebują. Zara widziała się z nimi. - alfa natychmiast spojrzał z furią na wampirzycę - Nie potrafią kontrolować magii, nie wiedzą, dlaczego potrafią zmienić się wilki. Skarbie oni nie rozumieją, dlaczego są inni od swoich rówieśników, nie mają z kim o tym porozmawiać. Proszę...
- O co mnie prosisz Abigail? - alfa spojrzał wściekle na swoją partnerkę - Chcesz, żebym przyzwolił na sprowadzenie naszych dzieci tutaj i patrzył jak umierają na moich oczach. Tylko przez to, że posiadają moje i twoje moce? Naprawdę chcesz, żebym zmuszony przez nich patrzył jak zabijają moją ukochaną żonę, za to, że pokochała akurat mnie? - Giovanni przyklęknął z zamkniętymi oczami obok krzesła Abigail, której łzy spływały po bladej twarzy. - Nigdy nie pozwolę na to, abyś cierpiała. Dlatego Zaro, nie zamierzam pozwolić na sprowadzenie moich dzieci do tego świata.
Wstał z klęczek i ustał na przeciwko hybrydy. Patrzył na nią z góry, z obrzydzeniem malującej się na jego wyrazistej twarzy. Na pierwszy rzut oka widać było, że alfa jest wściekły.
- Proszę opuść czym prędzej nasz dom Zaro. Jeśli nie chcesz zostać rozszarpana w drodze powrotnej przez moje stado, radzę ci szybko uciekać.
Wampirzyca wstała ze swojego miejsca z elfią gracją. Żal jej było Abigail. Giovanni postanowił za nią i nawet nie próbował przedyskutować z nią swojej decyzji. Zaraz zdawała sobie sprawę, jak bardzo zależy czarownicy na zobaczeniu jej dzieci. Niespodziewanie ruch wampirzycy powtórzyła wiedźma.
- W takim razie ja również postaram się szybko biec. - odpowiedziała Abigail zimnym tonem. Alfa spojrzał na nią surowo.
- Abigail nie ruszysz się z tego domu nawet na krok, zrozumiano?
Jednym ruchem czarownica przymroziła nogi wilkołaka do ziemi.
- Giovanni - spojrzała mu hardo w oczy - Stajesz na drodze matce, która nie widziała swoich dzieci przez 20 lat. Nasi synowie nas potrzebują. Wiem, że chcesz nas chronić, bo kochasz nas ponad życie, ale alfo, teraz tylko oni są w stanie uchronić nas.
Giovanni stał unieruchomiony, a jego złość powoli topiła lodową zaporę.
- Abigail, jeśli wyjdziesz z tego domu...
- To co?
- To nie chciałbym być w twojej skórze, kiedy cię znajdę.
Czarownica mimo sytuacji uśmiechnęła się zagadkowo.
- Przyjmuję wyzwanie ukochany.
Powiedziawszy to ruszyła biegiem w stronę wyjścia pałacu. Zara usłyszała tylko wściekły ryk wilkołaka dokonującego przemiany. Wybiegła na zewnątrz, gdzie czekało na nie stado wilkołaków. Zaraz lekko speszyła się widokiem alfy kroczącemu powoli za ich plecami. Giovanni jako czarny wilczur wzbudzał przerażenie, jago powarkiwania również podtrzymywały atmosferę grozy.
Abigail natomiast niezbyt przejmowała się tym, że znajduje się w pułapce i ponownie tego dnia powiedziała do Zary:
- Trzymaj się blisko mnie.
W tym czasie wiedźma używając swojej mocy uformowała lodowy tor, po którym chwilę później pędziła odpychając się za pomocą wiatru, który kontrolowała przy każdym odepchnięciu. Sunęła po lodzie niczym zawodowa łyżwiarka. Zara próbowała dotrzymać tępa czarownicy, tym bardziej, że za nią biegli podwładni alfy z Giovannim na czele. Była szybka, ale wilkołaki również takie były. Powoli traciła siły, gdy nagle tuż przed nią wyrósł wielki korzeń drzewa. Zdołała wykonać skok, którego lądowanie zakończyło się fiaskiem. Zara upadła turlając się z zawrotną prędkością po ziemi. Wbiła paznokcie w ziemie, aby przyspieszyć proces hamowania. Gdy już się zatrzymała, zobaczyła jak Abigail stoi nad nią. Zdezorientowana spojrzała w stronę lasu, na którego skraju stał alfa. Czarownica obejrzała się w kierunku, w którym spoglądała wampirzyca. Przez jej twarz przemknął cień, lecz zanim Zaraz mogła się zastanawiać nad uczuciami czarownicy, ta szybko pomogła jej wstać. Na co dziewczyna mruknęła cicho jakieś podziękowania.
- Nie wejdą tutaj. - wyjaśniła czarownica - Kiedy tylko łapa alfy zetknęłaby się z granicą, pojawiliby się czarodzieje pilnujący porządku. On wie, że nie potrafiłby się wytłumaczyć tego, co robił z watahą przy granicy terenów czarodziei. Szybko zwołane, by zostało zgromadzenie i wszczęte śledztwo.
- Śledztwo?
- Wszyscy pomyśleliby, że Giovanni planuje podbić nasze tereny - Abigail otrzepała swą błękitną suknię z resztek szronu. - Musimy się spieszyć. Na pewno wyczują, że granicę przekroczył wampir.
- Właściwie to niekoniecznie. - zaczęła Zara - Mama mi kiedyś powiedziała, że jestem dzieckiem, którego podziały świata nie dotyczą. Długo nie rozumiałam, o co może jej chodzić. Ale niedawno zbadałam, że mogę przechodzić przez granicę niezauważona.
Abigail przypatrywała jej się chwilę w milczeniu.
- Zdecydowanie jest to niezwykle przydatna umiejętność elfów.
- Każdy elf tak potrafi?
- Tak. Elfy po prostu nie posiadają charakterystycznego zapachu, są bezwonne. Pewnie dlatego świat nie usłyszał o skandalu Rosemary.
Zara wyczuła pewną złośliwość w głosie czarownicy.
- To znaczy?
Abigail nie zerknęła na nią, miała wzrok wbity w ziemie.
- Nie bierz tego do siebie Zara - powiedziała wiedźma wzdychając - Ale Max był świetnym facetem, przyjaźniliśmy się. Często z Rosemary odwiedzali mnie i Adriano w pałacu. Zawsze, gdy spoglądał na Rose jego oczy iskrzyły ze szczęścia. Był taki opiekuńczy i łagodny wobec niej i Adeli. Zdecydowanie można powiedzieć, że Max był aż za dobrym władcą. Bardzo szanował swoich poddanych, starał się pokonać całe zło i niesprawiedliwość tego świata. Po prostu... - zacisnęła dłonie w pięści - to takie niesprawiedliwe, że Rosemary mogła zdradzić tak dobrego człowieka i ukrywać... prawdę.
Zara spuściła głowę w dół. Czuła, że Abigail należy się cała skrywana prawda przez jej matkę. Po części dlatego, że była jej przyjaciółką, a po części dlatego, że wybrała Zarę zamiast swojego ukochanego.
- Max - zaczęła Zara - W sensie... Max nie zginął...
Dziewczyna nie mogła wydusić tego z siebie, w jej oczach pojawiły się łzy. Abigail spojrzała na wampirzycę i lekko ścisnęła ją za ramię. Łagodnie spojrzała w jej oczy.
- Nikomu nie powiem. - wyciągnęła w jej stronę mały palec.
Abigail złożyła Zarze obietnicę na paluszka, czyli taką którą stosowały małe dzieci przysięgając sobie wieczną przyjaźń. Lecz wtedy Zara poczuła, że jest to najsilniejsza obietnica jaką kiedykolwiek, ktoś jej złożył. I chyba właśnie to uczucie popchnęło Zarę do wyjawienia sekretów, które miała zabrać ze sobą do grobu.
- Max nie zginął tak jak pozostali królowie - oznajmiła pewniej - Max'a znalazła straż, kiedy przechodziła przez las. Jego zwłoki... był zmasakrowane do tego stopnia, że nie wiedzieliśmy czy to na pewno on. Jednak porzucona kilka metrów od ciała głowa była nietknięta. Kiedy Max został znaleziony nie było dookoła ani kropli krwi.
- Dlaczego Rosemary nie zgłosiła tego w Credo? - zapytała Abigail.
- Mama dzień później powiesiła się w lesie, na granicy z terytorium wampirów. - oznajmiła gorzko Zara.
Wiedźma układała w głowie elementy, zaczęła powoli rozumieć mimo, że zabrakło jej kilku puzzli do ułożenia zagadki w całość.
O oficjalnej śmierci pary królewskiej elfów wiedzieli wszyscy w Republice. Tylko, że ta, o której wiedzieli wszyscy diametralnie różniła się od rzeczywistości. Według tego, co przekazała Adela na zebraniu w Credo, jej rodzice zostali zaatakowani przez wygnańców, kiedy jechali na obrady. Nikt nie wiedział o zdradzie wampirów.
- Dlaczego Nicolas zabił Max'a? - nikt nie powiedział głośno, że zrobił to król wampirów, ale Abigail czuła to bardziej niż cokolwiek innego. Jak widać, Zara miała podobne odczucia.
- Rosemary od pewnego czasu bała się nawet swojego cienia. Był taki okres, że zamknęła mnie w schowku i zabroniła z niego wychodzić. Pamiętam, że kiedy Max o tym usłyszał. Wściekł się i natychmiast mnie wypuścił, a ja zobaczyłam jak mama pierwszy raz dostała ataku histerii. Miałam wrażenie, że Rosemary z każdym dniem traci rozum. Zaczęła mówić sama do siebie, bardzo często płakała i krzyczała. Max postanowił wyruszyć zatem na spotkanie rady sam. W nocy wyruszył wymknął się z pałacu i nigdy nie wrócił.
Czarownica chciała wiedzieć więcej. Chciała zrozumieć, dlaczego Rosemary zdradziła Max'a i dlaczego władca elfów tak tragicznie zginął. Ale uznała, że przyjdzie jeszcze czas na wyjawienie całe prawdy.
- Powiedz mi proszę, jaki mamy plan działania.
- Abigail musimy odnaleźć wszystkie hybrydy, które zostały ukryte. Wiem, że większość jest w świecie ludzi. Wiem też, że ty się do tego bezpośrednio przyczyniłaś.
Czarownica westchnęła głośno.
- Skąd wiedziałaś, gdzie szukać moich synów?
- Rosemary domyśliła się kilka lat temu.
Zara przy okazji opowiedziała jej o spotkaniu z Leonardo i Douglasem.
- Zostawiłam ich pod opieką pary wygnańców. - skrzywiła się - Wiem, że to był głupie, ale zostawiłam im pieniądze i ufałam, że dadzą sobie radę. Powinnam zabić tą dwójkę, że tak bezwzględnie porzuciła dwójkę dzieci.
Abigail cisnęła lodowym soplem w niebo. Po chwili uspokoiła się i zaczęła opowiadać o wszystkich hybrydach, które umieściła w bezpiecznym uniwersum.
- Pół roku po tym jak wysłałam przez portal chłopaków urodził się syn Gai i Anastazego. Księżniczka szeptaczy i brat mojego partnera osiemnaście miesięcy później poprosili mnie kolejny raz o pomoc.
- Mieli dwójkę dzieci? To znaczy, że ich córka nie skończyła jeszcze siedemnastu lat? Nie wiadomo, czy jest dulaitką.
- Trzy dni temu skończyła siedemnaście lat, a do pełni zostały dwa tygodnie.
- To dobrze, twoi synowie pomogą jej przejść pierwszą przemianę.
W oczach Abigail zabrały się niechciane łzy. Wyobraziła sobie jak bliźniacy musieli cierpieć. W normalnej rzeczywistości Giovanni pomógłby im przez to przejść. Wyjaśniłby, co się dzieje z ich ciałami. Ale kiedy ich synowie najbardziej ich potrzebowali, żadnego z nich nie było w pobliżu.
Wiedźma szybko odpędziła łzy i kontynuowała dalej.
- Zanim zaszłam w ciążę, przyszedł do mojej sypialni Ryan, mój bart. To był dzień przed moim ślubem z Lawrence'm. Powiedział, że muszę mu pomóc ukryć jego pierworodnego syna. Byłam taka zaskoczona. Ryan był moim młodszym bratem, patrzył na mnie z nadzieją, a ja nie mogłam się nie zgodzić. Zaproponowałam mu umieszczenie jego syna w ludzkim świecie. Już raz to zrobiłam ponad rok temu. Jeszcze tej samej nocy podłożyłam Ansje'go w szpitalu. Jego ludzcy rodzice urodzili martwe dziecko i zanim mogli się o tym dowiedzieć Tala szepnęła im, że Ansje to ich syn. Tala nie chciała opuścić szpitala. Płakała, kiedy ciągnęłam ją za sobą do portalu.
- Kim jest Tala? - zapytała Zara.
- Jest siostrą Scarlett, która jest żoną Lazara.
- To znaczy, że Gaja jest jej siostrzenicą.
- Zawsze śmieszyło mnie, że najbliżej władzy rodzą się dzieci, których rządzący tak bardzo nie akceptują.
Zara zamyśliła się chwilę i zrozumiała, że każde dziecko, które jest hybrydą ma królewskie korzenie.
- Był jeszcze jeden chłopak. - wyrwała ją z zadumy Abigail - Ma na imię Lloyd. I był pierwszym, którego przeniosłam przez portal, ale nie wiedziałam kim jest. To była okropna noc. Pamiętam jak ogrzewałam się przy ogniu w zamku jeźdźców. Byłam tam w delegacji. Król Xavier został kilka dni wcześniej otruty przez jednego ze służących, a ja jako przedstawicielka mojego gatunku przybyłam na ostatnie pożegnanie króla. Adriano pamiętam, że nie mógł się zjawić. W pewnym momencie poczułam, że muszę zejść na dół. Nie pytaj mnie Zara, skąd wiedziałam. Czułam to tak samo, jak wiele innych rzeczy. W pewnej chwili usłyszałam krzyki, weszłam do pomieszczenia dla służby i zobaczyłam jak Rosemary uspokaja jakąś dziewczynę w ciąży. Wtedy zrozumiałam, że kobiecie puściły wody, a na świat lada chwila przyjdzie jej nowo narodzone dziecko. Pobiegłam po ręczniki do schowka obok. Rosemary zwracała się do dziewczyny, Freya. Poprosiła ją, aby wstała w małego łóżka, żebym mogła na nim ułożyć ręczniki. Byłyśmy przy niej z Rose przez pięć godzin. Bardzo się męczyła, była na skraju wyczerpania. Bałyśmy się z Rose, że może nie przeżyć porodu. Niestety nasze obawy potwierdziły się. Zanim jednak Freya oddała swój ostatni oddech synem przy piersi, powiedziała, że dziecko nie może tu zostać i błagała, abyśmy przeniosły je do świata ludzi. Nie rozumiałam, dlaczego właśnie tego chciała. Nie wiedziałam, że dziecko było synem zmarłego króla. Freya wymogła na nas obietnicę, że uczynimy jej ostatnią wolę. Rose nie nie umiała otworzyć portalu. Tylko ja mogłam wygenerować przejście na tamten świat. Złożyłam przysięgę i przeszłam przez łącznik między światami. Lloyda tak, jak Blair i Grahama zostawiłam w domu dziecka.
Kiedy wróciłam Rosemary przykrywała prześcieradłem zwłoki Freyi. Powiedziała mi, że była elfką, która służyła Xavierowi, w liście, który otrzymałam miesiąc później. Wiesz Zara, kiedy tylko się dowiedziałam, że Lloyd jest synem Xaviera, dotarło do mnie, że nie jest przypadkiem, że dualici przychodzą w rodzinach królewskich. Dotarło do mnie, że mniej silni nadprzyrodzeni, kończą jak Freya.
Zapadła chwila ciszy, a Abigail czuła, że musi wyjaśnić ostatnią kwestię.
- Każdemu z nich zostawiłam kartę z imieniem, oprócz Ansje'go jego imię wmówiła tym ludziom Tala. W rocznicę siedemnastych urodziny Blair, Grahama, Ansje'go i Lloyda zawsze byłam blisko. Przechodziłam przez portal i musiałam przekonać się, czy te dzieci są tym, kim tak bardzo nie chciałam, żeby były.
- A co z Leonardo i Douglasem?
- Wysłałam nimfy - wyjaśniła ze smutnym uśmiechem - Gdybym tylko ich zobaczyła, nie pozwoliłabym im odejść. Nie mogłaby stracić ich drugi raz.
- Odnajdę pozostałych - zapewniła z determinacją Zara - Będziesz musiała powiedzieć mi wszystko, co wiesz o ich miejscu pobytu. Zbiorę ich wszystkich i w noc letniego przesilenia, kiedy wszyscy będą świętować, otworzysz portal, a wtedy spotkamy się na polanie Princeton, na terenie elfów.
Będziesz musiała powiadomić Gaję i Talę.
- Wiem - odpowiedziała Abigail - Wyruszę wieczorem. Skontaktuję się z Lawrence'm, żeby mi pomógł.
- Jakbyś potrzebowała pomocy elfów, Adela jest gotowa.
Czarownica skinęła głową i postanowiła zadać ostatnie, nurtujące pytanie.
- Jak przeszłaś na drugą stronę?
- Dałaś swoje lusterko mojej mamie. - przypomniała Zara - Jednorazową wycieczkę w tą i z powrotem.
Abigail przypomniała sobie ten moment. Rose była jej najlepszą przyjaciółką, czarownica nie mogła uwierzyć, że mimo tej silnej przyjaźni nie mogły sobie zaufać na tyle, aby powierzyć wszystkie sekrety.
- Otworzę portal, żebyś mogła teraz przejść. Po raz drugi otworzę go w noc przesilenia. Polana Princeton jest odpowiednikiem w ludzkim świecie w lesie w dolinie rzeki Dickey River, Lloyda odnajdziesz w La Push, Blair i Graham są Nowym Yorku, a Ansje ostatnio był w Houston.
- Dzięki, że umieściłaś ich chociaż na jednym kontynencie. - mruknęła zgryźliwie Zara.
- Dasz radę, musimy się już pożegnać. Masz to lusterko Rose, dzięki niemu będziemy mogły się skontaktować.
Abigail złapała Zarę za ramiona i przytuliła mocno córkę swojej przyjaciółki. Zara była oszołomiona nagłym aktem czułości. Abigail była królową lodu, zachowywała się bardzo ozięble i wyniośle, ale Zara zdążyła zauważyć, że tak naprawdę czarownica pod tą maską obojętności skrywa serce, które jest bardzo ciepłe.
Czarownica wypuściła z uścisku wampirzycę i otworzyła portal, jednak zanim zdążyła zniknąć w ludzkim świecie, Abigail krzyknęła:
- Pierwszy przystanek Nowy York i dzieci mojego szwagra!
- Jak podróż? - zapytała jak gdyby nigdy nic czarownicy. Abigail zlustrowała ją spojrzeniem zimnych tęczówek.
- Było w porządku, dopóki mnie nie zatrzymano. - odparła i wyjęła sztylet spod spódnicy. Wampirzyca jedynie parsknęła z pogardą.
- Co może sprowadzać wysoko postawioną wiedźmę na tereny wilkołaków o zmierzchu? - zadała pytanie patrząc w oczy Abigail - Zakładam, że twój sekretny romans zaakceptowano w Credo, w końcu jesteś...
Zamilkła, kiedy czarownica przystawiła sztylet do jej gardła.
- Czego chcesz? - szepnęła wampirzycy do ucha gotowa podciąć jej gardło.
- Powinnaś zadać inne pytanie - odparła tylko cicho. Jednym ruchem wyplątała się ze śmiertelnego objęcia wiedźmy i wyrwała zwinnie sztylet z jej dłoni. Abigail runęła na ziemię, lecz szybko podniosła się i wysłała w stronę dziewczyny lodowe pociski, których bez wysiłku uniknęła. Podjęła kolejną próbę, która okazała się być daremna.
- Ja niczego od ciebie nie pragnę Abigail. - jasnowłosa spojrzała w jej oczy - Pytanie brzmi, czego ty chcesz?
Zastanawiała się skąd zna jej imię, a także jakim cudem wampirzyca wiedziała, gdzie jej szukać. Nikt nie wiedział, że znikała każdego miesiąca na tydzień, aby spędzić ten czas w pałacu alfy. Nikt nie mógł o tym wiedzieć. Z wyjątkiem jej "męża", który ją krył za każdym razem, gdy znikała. Spojrzała nieufnie w stronę młodej dziewczyny. Postanowiła wysłuchać, co ma do powiedzenia.
- Nie rozumiem, co masz na myśli.
- Naprawdę? - roześmiała się wesoło - No dawaj Abi! Jakie jest twoje największe marzenie.
Wiedźma zacisnęła usta w wąską linię. Chciała już wsiąść na konia, pomknąć przed siebie i jak najszybciej zobaczyć się z ukochanym. Nie miała ochoty na głupie zagadki, które do niczego nie prowadziły.
- Na chwilę obecną? - zapytała białowłosa - Abyś zeszła mi z drogi i zostawiła mnie w spokoju. To zdecydowanie moje największe marzenie.
Wampirzyca pokręciła tylko głową i zacmokała z dezaprobatą.
- Nie, nie, nie - powiedziała - To nie tego najbardziej pragniesz.
- Uwierz mi, że z każdą chwilą coraz bardziej.
Abigail się skrzywiła, a dziewczyna roześmiała wesoło.
- Jesteś zabawna! - rzekła zadowolona - Może tego nie czujesz, ale ja jestem pewna, że świetnie byś się z nimi dogadała. W sensie... jesteś nieco oziębła i nieprzyjemna, ale co się dziwić skoro dorastałaś do roli przywódczyni czarownic. Szkoda, że twój braciszek jednak żyje. Byłabyś świetną królową.
- Mój brat świetnie sobie radzi - odparła zdenerwowana na brak szacunku z jakim zwracała się do niej wampirzyca.
- Nie twierdzę inaczej - przyznała - Ale zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest być tą słabszą, młodszą siostrzyczką?
- Nieźle, a jak to jest być natrętną, wścibską atencjuszką? - wysyczała Abigail.
- Nie wiem - zdziwiła się wampirzyca - Ja byłam tylko ciekawa, czy jeszcze o nich pamiętasz?
Wiedźma przeanalizowała jej słowa.
- O kogo pytasz?
- O twoich synów.
Dla Abigail świat zatrzymał się na kilka sekund. Nie mogła wziąć oddechu. Zamarła, gdy usłyszała jej słowa. Wampirzyca zdawała sobie sprawę z reakcji czarownicy, nie było nawet sensu, żeby Abigail wypierała się swoich dzieci.
- Posłuchaj - zaczęła szatynka - Nie jestem tutaj po to, aby grać na twoich uczuciach. Twoi synowie są dualitami. Na pewno dotarła do ciebie ta informacja.
Kiwnęła lekko głową.
- Widziałaś się z nimi? - zapytała ostrożnie czarownica. Wróciły do niej poczucie winy i strach. Wiedziała, że skoro ona o nich wie, to każdy może zranić jej dzieci.
- Tak - powiedziała zdecydowanie - Nie wiedzą o tobie.
Abigail pokiwała energicznie głową.
- To dobrze - odpowiedziała - Mieli mieć spokojne i piękne życie.
- Abigail - zaczęła zdenerwowana wampirzyca - Nie możesz ich ukrywać do końca świata. Wiesz, że mają moce... - spojrzała na czarownicę, która wydawała się być bardzo poruszona tą rozmową - Są hybrydami do cholery jasnej! Nie rozumiesz? Oni nie potrafią poradzić sobie w ludzkim świecie. Ktoś musi im pomóc w przemianie. A ty musisz nauczyć ich panowania nad magią. Są zagubieni, przekonani o tym, że są ludźmi. Nie umieją panować nad swoimi umiejętnościami i nie mają pojęcia, kogo mogą prosić o pomoc. Naprawdę nie wiem, co wyobrażałaś sobie oddając ich pod opiekę ludzi.
Abigail posłała jej ostre jak brzytwa spojrzenie.
- Myślałam, że w ten sposób ocalę im życie - syknęła - Ukrywanie ich, ciągłe życie w strachu, że ktoś może się dowiedzieć... Tylko w ten sposób mogliśmy ich ochronić!
- Rozumiem - przyznała łagodniej - ale już jest czas, aby pogodzić się z konsekwencjami swoich wyborów.
I nie miała na myśli wyboru czarownicy, co do ukrycia jej dzieci w krainie ludzi. Chodziło o wybór, którego Abigail dokonała wiążąc się z alfą watahy wilkołaków.
- Co się dzieje? Nie jestem głupia. - prychnęła - Inaczej nie stałabyś przede mną teraz, nie rozmawiałabyś z moimi synami i nie marnowała mojego czasu.
- Abigail, szykuje się krwawa wojna. A ja, tak samo jak twoi synowie oraz pozostali wybrańcy zostaliśmy powołani, aby zasiąść na tronach w Credo.
Abigail była zszokowana tym, co usłyszała od wampirzycy.
- Kim ty jesteś?
- Jestem Zara. Córka Rosemary królowej elfów i Nicolasa władcy wampirów.
- To nie możliwe - pokręciła głową Abigail - Rosemary miała męża. Max zasiadał na tronie elfów. Adela jest ich pierworodnym dzieckiem. Znałam Rosemary nie wmówisz mi, że moją przyjaciółka mogła zdradzić Max'a!
- Nie kłamię - powiedziała Zara - Adela jest moją siostrą. Ale moim ojcem jest Nicolas, on nie wie o moim istnieniu. I nigdy nie może się dowiedzieć. Wszyscy dookoła myślą, że wampiry nie przekazują swoich cech dzieciom. Wydaje mi się, że oni sami nie wiedzą, że jest to możliwe.
Abigail dopiero teraz zauważyła, że zapadł zmrok. Powinna już dawno być w domu. Giovanni na pewno zamartwia się na śmierć.
- To nie jest odpowiednie miejsce. - stwierdziła Abigail - Wyruszysz ze mną do pałacu alfy?
Zara specjalnie zatrzymała czarownicę, żeby porozmawiać z osobą, która wydawała się być bardziej opanowana niż wilkołak, a w szczególności alfa. Jednak wiedziała, że powinna opowiedzieć tą historię im obojgu.
- I jak? - dopytała Abigail nie doczekawszy się odpowiedzi.
- Zgoda. Ja... wolę pobiec. - wyjaśniła, gdy czarownica zaczęła zdejmować siodło z konia.
- Oh - odparła - W porządku. Trzymaj się blisko mnie.
Zara odczekała chwilę, aż Abigail wsiądzie na konia. Ruszyły w tym samym czasie i zatopiły się we własnych myślach, gdy pokonywały drogę do siedziby alfy.
Rzucał o ściany gabinetu wszystkim, co miał pod ręką. Był wściekły, że nie wiedział, co dzieje się z
Abigail. Jej podróż trwała zdecydowanie za długo, a on nie potrafił uspokoić się, gdyż jego myśli wciąż powracały do jego partnerki. Już dawno wysłał najbardziej doświadczonych zmiennokształtnych, aby ją odszukali i sprowadzili całą do niego. Wiedział, że coś musiało ją zatrzymać. Obawiał się bardzo, co mogło to być. Bał się, że mógł ją ktoś zaatakować lub porwać. Mogła wrócić ledwo żywa bądź w ogóle nie wrócić. Rzucił kryształową popielnicą o ścianę. Czym prędzej wyszedł z gabinetu i ruszył do hallu. Jeśli zostałby sam ze swoimi lękami jeszcze przez pięć minut, jego biuro musiałoby przejść przez generalny remont. Wyszedł przez drzwi pałacu wymijając przerażoną służbę. Nikt nie stawał na drodze alfy, gdy był w złym nastroju. Kiedy był wściekły lepiej było nie dolewać oliwy do ognia i czym prędzej zniknąć z pola widzenia. Kiedy już zamierzał przemienić się w wilkołaka usłyszał wycie dobiegające ze środka lasu.
Znaleźli ją.
Ogarnęło go poczucie niewyobrażalnej ulgi. Próbował dojść do siebie i wygładzał materiał garnituru czekając z niecierpliwością, aż Abigail stanie przed nim cała i zdrowa. Nie musiał czekać długo, gdyż koń jego partnerki szybko mknął w jego stronę, kiedy czarodziejka zatrzymała konia zauważył, że obok niej stała ubrana w czarny płaszcz młoda dziewczyna. Spojrzał w jej czerwone tęczówki i już wiedział kim jest. Sześciu wilkołaków, których wysłał na poszukiwania, okrążyło wampirzycę i warczało groźnie. Nie znał jej. Ba! Nawet nie domyślał się kim mogła być tajemnicza dziewczyna.
Abigail zsiadła z klaczy i rzuciła do swoich poddanych oschłym tonem:
- Dość.
Wilki natychmiast spuściły łby i oddaliły się powoli cały czas obserwując wampira. Giovanni zszedł po schodach i zanim czarownica zdążyła powiedzieć choćby słowo, wziął ją w ramiona. Wdychał jej zapach i wiedząc, że jest przy nim uspokajał się coraz bardziej. Składał pocałunki na jej nagiej szyi i wyszeptał jej do ucha.
- Mam ochotę zamknąć cię na klucz w tym domu, abym nigdy nie musiał się o ciebie martwić tak jak dzisiaj.
Odsunęła się od niego delikatnie, aby spojrzeć mu w oczy. Pogładziła jego policzek i pocałowała go z namiętnością. Tak bardzo tęskniła za jego dotykiem i opiekuńczością.
- Wszystko w porządku. - szepnęła, gdy zatraciła się w spojrzeniu jego zielonych tęczówek. Odsunęła się lekko i złapała za rękę - To jest Zara.
Abigail wskazała dłonią wampirzycę, która stała wciąż w tym samym miejscu. Giovanni podszedł do dziewczyny i ujął jej dłoń składając na niej pocałunek.
- Jestem Giovanni, alfa watahy - przedstawił się, a Zara skinęła jedynie głową na jego odpowiedź.
- Wejdźmy do środka - zaproponowała Abigail i zniknęła za masywnymi drzwiami pałacu. Wilkołak pozwolił dziewczynie iść przodem. Zara weszła do środka podziwiając przestrzenny hall, w którym znajdowały ogromne schody poprowadzone z obu stron. Między nimi znajdowało się potężne wejście do sali z wielkimi oknami. Zauważyła, że Abigail właśnie przytula do siebie starszą kobietę w czarnym uniformie.
- Tak się cieszę, że jesteś. - powiedziała wilczyca ze łzami w oczach. Czarownica roześmiała się.
- Jestem tutaj co miesiąc, Caro. Też się cieszę, że cię widzę.
- Caro - wtrącił się alfa - Byłabyś uprzejma podać nam kolację?
Kobieta jeszcze raz uścisnęła Abigail i odpowiedziała, że musi wracać do pracy.
- Oczywiście alfo - odrzekła i zniknęła za drzwiami. Czarownica zerknęła na Zarę i zaprosiła ją do stołu. Giovanni odsunął krzesło Abigail i szybko zajął swoje miejsce. Jego spojrzenie świdrowało od góry do dołu postać wampirzycy.
- Giovanni - wilkołak przeniósł wzrok na swoją partnerkę - Nie było mnie tak długo, dlatego że musiałam porozmawiać z Zarą. Ona stanęła na mojej drodze, kiedy jechałam...
- Dobrze wiedzieć, że moja żona zatrzymuje się, aby porozmawiać z obcymi. - warknął ostro i dodał z reprymendą - Mogło ci się coś stać. Nie możesz narażać się na niebezpieczeństwo Abigail. Nawet nie masz pojęcia przez, co musiałem przechodzić.
Czarownica lekko spuściła wzrok. Zara postanowiła wtrącić się w ich rozmowę. Nie miała zbyt wiele czasu.
- To było konieczne alfo - wampirzyca spojrzała mu w oczy - Szykuje się wojna.
Giovanni uniósł kącik ust.
- Wydaje mi się, że sytuacja w kraju jest opanowana Zaro. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa...
- Mylisz się - przerwała mu wampirzyca, czego wilkołak nie znosił. Nie tolerował takiego braku szacunku, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona kontynuowała - Uważasz, że twoja stabilna pozycja w Credo uchroni twój gatunek od wojny. Mylisz się alfo. Twój pakt z Nicolasem nie jest trwałym sojuszem. Wampiry nigdy nie były i nie będą uległą rasą, która jest gotowa do współrządów, które teraz mają miejsce. Nicolas tylko czeka na okazję, żeby zawładnąć każdym gatunkiem w Credo. Musicie zrozumieć, że on nie pragnie niczego równie bardzo jak nieograniczonej władzy. Giovanni pierwszymi niewolnikami wampirów staną się elfy, a to będzie dopiero początek. Nicolas miał dużo czasu, aby zorganizować swoją własną armię. Za waszymi plecami, za ogrodzonym murem terytorium wampirów, Nicolas zbiera siły, zapasy i już dawno przygotował plan działania. Kolejni będą jeźdźcy, a następnie szeptacze. A ty i Adriano jak bezmyślne marionetki będziecie twierdzić, że jesteście niepokonaną trójką. Niestety Nicolas zgarnie szybko i wasze terytoria, a was szybko się pozbędzie. Co się stanie z Abigail? Najprawdopodobniej twoja żona będzie należała do jego haremu i będzie na każde jego zawołanie - Wilkołak odsunął z impetem krzesło, które upadło z hukiem na podłogę. Giovanni zaczął chodzić niecierpliwie w salonie. Zaraz patrzyła na niego, kiedy tak spacerował - Nic go nie powstrzyma alfo. Chyba, że twoi synowie oraz pozostali dualici wrócą ze świata ludzi.
- Nie - ryknął Giovanni, na co Abigail wzdrygnęła się.
Zara natomiast przymrużyła oczy i wpatrywała się uparcie w wilkołaka.
- Gio - odezwała się łagodnie Abigail - Oni nas potrzebują. Zara widziała się z nimi. - alfa natychmiast spojrzał z furią na wampirzycę - Nie potrafią kontrolować magii, nie wiedzą, dlaczego potrafią zmienić się wilki. Skarbie oni nie rozumieją, dlaczego są inni od swoich rówieśników, nie mają z kim o tym porozmawiać. Proszę...
- O co mnie prosisz Abigail? - alfa spojrzał wściekle na swoją partnerkę - Chcesz, żebym przyzwolił na sprowadzenie naszych dzieci tutaj i patrzył jak umierają na moich oczach. Tylko przez to, że posiadają moje i twoje moce? Naprawdę chcesz, żebym zmuszony przez nich patrzył jak zabijają moją ukochaną żonę, za to, że pokochała akurat mnie? - Giovanni przyklęknął z zamkniętymi oczami obok krzesła Abigail, której łzy spływały po bladej twarzy. - Nigdy nie pozwolę na to, abyś cierpiała. Dlatego Zaro, nie zamierzam pozwolić na sprowadzenie moich dzieci do tego świata.
Wstał z klęczek i ustał na przeciwko hybrydy. Patrzył na nią z góry, z obrzydzeniem malującej się na jego wyrazistej twarzy. Na pierwszy rzut oka widać było, że alfa jest wściekły.
- Proszę opuść czym prędzej nasz dom Zaro. Jeśli nie chcesz zostać rozszarpana w drodze powrotnej przez moje stado, radzę ci szybko uciekać.
Wampirzyca wstała ze swojego miejsca z elfią gracją. Żal jej było Abigail. Giovanni postanowił za nią i nawet nie próbował przedyskutować z nią swojej decyzji. Zaraz zdawała sobie sprawę, jak bardzo zależy czarownicy na zobaczeniu jej dzieci. Niespodziewanie ruch wampirzycy powtórzyła wiedźma.
- W takim razie ja również postaram się szybko biec. - odpowiedziała Abigail zimnym tonem. Alfa spojrzał na nią surowo.
- Abigail nie ruszysz się z tego domu nawet na krok, zrozumiano?
Jednym ruchem czarownica przymroziła nogi wilkołaka do ziemi.
- Giovanni - spojrzała mu hardo w oczy - Stajesz na drodze matce, która nie widziała swoich dzieci przez 20 lat. Nasi synowie nas potrzebują. Wiem, że chcesz nas chronić, bo kochasz nas ponad życie, ale alfo, teraz tylko oni są w stanie uchronić nas.
Giovanni stał unieruchomiony, a jego złość powoli topiła lodową zaporę.
- Abigail, jeśli wyjdziesz z tego domu...
- To co?
- To nie chciałbym być w twojej skórze, kiedy cię znajdę.
Czarownica mimo sytuacji uśmiechnęła się zagadkowo.
- Przyjmuję wyzwanie ukochany.
Powiedziawszy to ruszyła biegiem w stronę wyjścia pałacu. Zara usłyszała tylko wściekły ryk wilkołaka dokonującego przemiany. Wybiegła na zewnątrz, gdzie czekało na nie stado wilkołaków. Zaraz lekko speszyła się widokiem alfy kroczącemu powoli za ich plecami. Giovanni jako czarny wilczur wzbudzał przerażenie, jago powarkiwania również podtrzymywały atmosferę grozy.
Abigail natomiast niezbyt przejmowała się tym, że znajduje się w pułapce i ponownie tego dnia powiedziała do Zary:
- Trzymaj się blisko mnie.
W tym czasie wiedźma używając swojej mocy uformowała lodowy tor, po którym chwilę później pędziła odpychając się za pomocą wiatru, który kontrolowała przy każdym odepchnięciu. Sunęła po lodzie niczym zawodowa łyżwiarka. Zara próbowała dotrzymać tępa czarownicy, tym bardziej, że za nią biegli podwładni alfy z Giovannim na czele. Była szybka, ale wilkołaki również takie były. Powoli traciła siły, gdy nagle tuż przed nią wyrósł wielki korzeń drzewa. Zdołała wykonać skok, którego lądowanie zakończyło się fiaskiem. Zara upadła turlając się z zawrotną prędkością po ziemi. Wbiła paznokcie w ziemie, aby przyspieszyć proces hamowania. Gdy już się zatrzymała, zobaczyła jak Abigail stoi nad nią. Zdezorientowana spojrzała w stronę lasu, na którego skraju stał alfa. Czarownica obejrzała się w kierunku, w którym spoglądała wampirzyca. Przez jej twarz przemknął cień, lecz zanim Zaraz mogła się zastanawiać nad uczuciami czarownicy, ta szybko pomogła jej wstać. Na co dziewczyna mruknęła cicho jakieś podziękowania.
- Nie wejdą tutaj. - wyjaśniła czarownica - Kiedy tylko łapa alfy zetknęłaby się z granicą, pojawiliby się czarodzieje pilnujący porządku. On wie, że nie potrafiłby się wytłumaczyć tego, co robił z watahą przy granicy terenów czarodziei. Szybko zwołane, by zostało zgromadzenie i wszczęte śledztwo.
- Śledztwo?
- Wszyscy pomyśleliby, że Giovanni planuje podbić nasze tereny - Abigail otrzepała swą błękitną suknię z resztek szronu. - Musimy się spieszyć. Na pewno wyczują, że granicę przekroczył wampir.
- Właściwie to niekoniecznie. - zaczęła Zara - Mama mi kiedyś powiedziała, że jestem dzieckiem, którego podziały świata nie dotyczą. Długo nie rozumiałam, o co może jej chodzić. Ale niedawno zbadałam, że mogę przechodzić przez granicę niezauważona.
Abigail przypatrywała jej się chwilę w milczeniu.
- Zdecydowanie jest to niezwykle przydatna umiejętność elfów.
- Każdy elf tak potrafi?
- Tak. Elfy po prostu nie posiadają charakterystycznego zapachu, są bezwonne. Pewnie dlatego świat nie usłyszał o skandalu Rosemary.
Zara wyczuła pewną złośliwość w głosie czarownicy.
- To znaczy?
Abigail nie zerknęła na nią, miała wzrok wbity w ziemie.
- Nie bierz tego do siebie Zara - powiedziała wiedźma wzdychając - Ale Max był świetnym facetem, przyjaźniliśmy się. Często z Rosemary odwiedzali mnie i Adriano w pałacu. Zawsze, gdy spoglądał na Rose jego oczy iskrzyły ze szczęścia. Był taki opiekuńczy i łagodny wobec niej i Adeli. Zdecydowanie można powiedzieć, że Max był aż za dobrym władcą. Bardzo szanował swoich poddanych, starał się pokonać całe zło i niesprawiedliwość tego świata. Po prostu... - zacisnęła dłonie w pięści - to takie niesprawiedliwe, że Rosemary mogła zdradzić tak dobrego człowieka i ukrywać... prawdę.
Zara spuściła głowę w dół. Czuła, że Abigail należy się cała skrywana prawda przez jej matkę. Po części dlatego, że była jej przyjaciółką, a po części dlatego, że wybrała Zarę zamiast swojego ukochanego.
- Max - zaczęła Zara - W sensie... Max nie zginął...
Dziewczyna nie mogła wydusić tego z siebie, w jej oczach pojawiły się łzy. Abigail spojrzała na wampirzycę i lekko ścisnęła ją za ramię. Łagodnie spojrzała w jej oczy.
- Nikomu nie powiem. - wyciągnęła w jej stronę mały palec.
Abigail złożyła Zarze obietnicę na paluszka, czyli taką którą stosowały małe dzieci przysięgając sobie wieczną przyjaźń. Lecz wtedy Zara poczuła, że jest to najsilniejsza obietnica jaką kiedykolwiek, ktoś jej złożył. I chyba właśnie to uczucie popchnęło Zarę do wyjawienia sekretów, które miała zabrać ze sobą do grobu.
- Max nie zginął tak jak pozostali królowie - oznajmiła pewniej - Max'a znalazła straż, kiedy przechodziła przez las. Jego zwłoki... był zmasakrowane do tego stopnia, że nie wiedzieliśmy czy to na pewno on. Jednak porzucona kilka metrów od ciała głowa była nietknięta. Kiedy Max został znaleziony nie było dookoła ani kropli krwi.
- Dlaczego Rosemary nie zgłosiła tego w Credo? - zapytała Abigail.
- Mama dzień później powiesiła się w lesie, na granicy z terytorium wampirów. - oznajmiła gorzko Zara.
Wiedźma układała w głowie elementy, zaczęła powoli rozumieć mimo, że zabrakło jej kilku puzzli do ułożenia zagadki w całość.
O oficjalnej śmierci pary królewskiej elfów wiedzieli wszyscy w Republice. Tylko, że ta, o której wiedzieli wszyscy diametralnie różniła się od rzeczywistości. Według tego, co przekazała Adela na zebraniu w Credo, jej rodzice zostali zaatakowani przez wygnańców, kiedy jechali na obrady. Nikt nie wiedział o zdradzie wampirów.
- Dlaczego Nicolas zabił Max'a? - nikt nie powiedział głośno, że zrobił to król wampirów, ale Abigail czuła to bardziej niż cokolwiek innego. Jak widać, Zara miała podobne odczucia.
- Rosemary od pewnego czasu bała się nawet swojego cienia. Był taki okres, że zamknęła mnie w schowku i zabroniła z niego wychodzić. Pamiętam, że kiedy Max o tym usłyszał. Wściekł się i natychmiast mnie wypuścił, a ja zobaczyłam jak mama pierwszy raz dostała ataku histerii. Miałam wrażenie, że Rosemary z każdym dniem traci rozum. Zaczęła mówić sama do siebie, bardzo często płakała i krzyczała. Max postanowił wyruszyć zatem na spotkanie rady sam. W nocy wyruszył wymknął się z pałacu i nigdy nie wrócił.
Czarownica chciała wiedzieć więcej. Chciała zrozumieć, dlaczego Rosemary zdradziła Max'a i dlaczego władca elfów tak tragicznie zginął. Ale uznała, że przyjdzie jeszcze czas na wyjawienie całe prawdy.
- Powiedz mi proszę, jaki mamy plan działania.
- Abigail musimy odnaleźć wszystkie hybrydy, które zostały ukryte. Wiem, że większość jest w świecie ludzi. Wiem też, że ty się do tego bezpośrednio przyczyniłaś.
Czarownica westchnęła głośno.
- Skąd wiedziałaś, gdzie szukać moich synów?
- Rosemary domyśliła się kilka lat temu.
Zara przy okazji opowiedziała jej o spotkaniu z Leonardo i Douglasem.
- Zostawiłam ich pod opieką pary wygnańców. - skrzywiła się - Wiem, że to był głupie, ale zostawiłam im pieniądze i ufałam, że dadzą sobie radę. Powinnam zabić tą dwójkę, że tak bezwzględnie porzuciła dwójkę dzieci.
Abigail cisnęła lodowym soplem w niebo. Po chwili uspokoiła się i zaczęła opowiadać o wszystkich hybrydach, które umieściła w bezpiecznym uniwersum.
- Pół roku po tym jak wysłałam przez portal chłopaków urodził się syn Gai i Anastazego. Księżniczka szeptaczy i brat mojego partnera osiemnaście miesięcy później poprosili mnie kolejny raz o pomoc.
- Mieli dwójkę dzieci? To znaczy, że ich córka nie skończyła jeszcze siedemnastu lat? Nie wiadomo, czy jest dulaitką.
- Trzy dni temu skończyła siedemnaście lat, a do pełni zostały dwa tygodnie.
- To dobrze, twoi synowie pomogą jej przejść pierwszą przemianę.
W oczach Abigail zabrały się niechciane łzy. Wyobraziła sobie jak bliźniacy musieli cierpieć. W normalnej rzeczywistości Giovanni pomógłby im przez to przejść. Wyjaśniłby, co się dzieje z ich ciałami. Ale kiedy ich synowie najbardziej ich potrzebowali, żadnego z nich nie było w pobliżu.
Wiedźma szybko odpędziła łzy i kontynuowała dalej.
- Zanim zaszłam w ciążę, przyszedł do mojej sypialni Ryan, mój bart. To był dzień przed moim ślubem z Lawrence'm. Powiedział, że muszę mu pomóc ukryć jego pierworodnego syna. Byłam taka zaskoczona. Ryan był moim młodszym bratem, patrzył na mnie z nadzieją, a ja nie mogłam się nie zgodzić. Zaproponowałam mu umieszczenie jego syna w ludzkim świecie. Już raz to zrobiłam ponad rok temu. Jeszcze tej samej nocy podłożyłam Ansje'go w szpitalu. Jego ludzcy rodzice urodzili martwe dziecko i zanim mogli się o tym dowiedzieć Tala szepnęła im, że Ansje to ich syn. Tala nie chciała opuścić szpitala. Płakała, kiedy ciągnęłam ją za sobą do portalu.
- Kim jest Tala? - zapytała Zara.
- Jest siostrą Scarlett, która jest żoną Lazara.
- To znaczy, że Gaja jest jej siostrzenicą.
- Zawsze śmieszyło mnie, że najbliżej władzy rodzą się dzieci, których rządzący tak bardzo nie akceptują.
Zara zamyśliła się chwilę i zrozumiała, że każde dziecko, które jest hybrydą ma królewskie korzenie.
- Był jeszcze jeden chłopak. - wyrwała ją z zadumy Abigail - Ma na imię Lloyd. I był pierwszym, którego przeniosłam przez portal, ale nie wiedziałam kim jest. To była okropna noc. Pamiętam jak ogrzewałam się przy ogniu w zamku jeźdźców. Byłam tam w delegacji. Król Xavier został kilka dni wcześniej otruty przez jednego ze służących, a ja jako przedstawicielka mojego gatunku przybyłam na ostatnie pożegnanie króla. Adriano pamiętam, że nie mógł się zjawić. W pewnym momencie poczułam, że muszę zejść na dół. Nie pytaj mnie Zara, skąd wiedziałam. Czułam to tak samo, jak wiele innych rzeczy. W pewnej chwili usłyszałam krzyki, weszłam do pomieszczenia dla służby i zobaczyłam jak Rosemary uspokaja jakąś dziewczynę w ciąży. Wtedy zrozumiałam, że kobiecie puściły wody, a na świat lada chwila przyjdzie jej nowo narodzone dziecko. Pobiegłam po ręczniki do schowka obok. Rosemary zwracała się do dziewczyny, Freya. Poprosiła ją, aby wstała w małego łóżka, żebym mogła na nim ułożyć ręczniki. Byłyśmy przy niej z Rose przez pięć godzin. Bardzo się męczyła, była na skraju wyczerpania. Bałyśmy się z Rose, że może nie przeżyć porodu. Niestety nasze obawy potwierdziły się. Zanim jednak Freya oddała swój ostatni oddech synem przy piersi, powiedziała, że dziecko nie może tu zostać i błagała, abyśmy przeniosły je do świata ludzi. Nie rozumiałam, dlaczego właśnie tego chciała. Nie wiedziałam, że dziecko było synem zmarłego króla. Freya wymogła na nas obietnicę, że uczynimy jej ostatnią wolę. Rose nie nie umiała otworzyć portalu. Tylko ja mogłam wygenerować przejście na tamten świat. Złożyłam przysięgę i przeszłam przez łącznik między światami. Lloyda tak, jak Blair i Grahama zostawiłam w domu dziecka.
Kiedy wróciłam Rosemary przykrywała prześcieradłem zwłoki Freyi. Powiedziała mi, że była elfką, która służyła Xavierowi, w liście, który otrzymałam miesiąc później. Wiesz Zara, kiedy tylko się dowiedziałam, że Lloyd jest synem Xaviera, dotarło do mnie, że nie jest przypadkiem, że dualici przychodzą w rodzinach królewskich. Dotarło do mnie, że mniej silni nadprzyrodzeni, kończą jak Freya.
Zapadła chwila ciszy, a Abigail czuła, że musi wyjaśnić ostatnią kwestię.
- Każdemu z nich zostawiłam kartę z imieniem, oprócz Ansje'go jego imię wmówiła tym ludziom Tala. W rocznicę siedemnastych urodziny Blair, Grahama, Ansje'go i Lloyda zawsze byłam blisko. Przechodziłam przez portal i musiałam przekonać się, czy te dzieci są tym, kim tak bardzo nie chciałam, żeby były.
- A co z Leonardo i Douglasem?
- Wysłałam nimfy - wyjaśniła ze smutnym uśmiechem - Gdybym tylko ich zobaczyła, nie pozwoliłabym im odejść. Nie mogłaby stracić ich drugi raz.
- Odnajdę pozostałych - zapewniła z determinacją Zara - Będziesz musiała powiedzieć mi wszystko, co wiesz o ich miejscu pobytu. Zbiorę ich wszystkich i w noc letniego przesilenia, kiedy wszyscy będą świętować, otworzysz portal, a wtedy spotkamy się na polanie Princeton, na terenie elfów.
Będziesz musiała powiadomić Gaję i Talę.
- Wiem - odpowiedziała Abigail - Wyruszę wieczorem. Skontaktuję się z Lawrence'm, żeby mi pomógł.
- Jakbyś potrzebowała pomocy elfów, Adela jest gotowa.
Czarownica skinęła głową i postanowiła zadać ostatnie, nurtujące pytanie.
- Jak przeszłaś na drugą stronę?
- Dałaś swoje lusterko mojej mamie. - przypomniała Zara - Jednorazową wycieczkę w tą i z powrotem.
Abigail przypomniała sobie ten moment. Rose była jej najlepszą przyjaciółką, czarownica nie mogła uwierzyć, że mimo tej silnej przyjaźni nie mogły sobie zaufać na tyle, aby powierzyć wszystkie sekrety.
- Otworzę portal, żebyś mogła teraz przejść. Po raz drugi otworzę go w noc przesilenia. Polana Princeton jest odpowiednikiem w ludzkim świecie w lesie w dolinie rzeki Dickey River, Lloyda odnajdziesz w La Push, Blair i Graham są Nowym Yorku, a Ansje ostatnio był w Houston.
- Dzięki, że umieściłaś ich chociaż na jednym kontynencie. - mruknęła zgryźliwie Zara.
- Dasz radę, musimy się już pożegnać. Masz to lusterko Rose, dzięki niemu będziemy mogły się skontaktować.
Abigail złapała Zarę za ramiona i przytuliła mocno córkę swojej przyjaciółki. Zara była oszołomiona nagłym aktem czułości. Abigail była królową lodu, zachowywała się bardzo ozięble i wyniośle, ale Zara zdążyła zauważyć, że tak naprawdę czarownica pod tą maską obojętności skrywa serce, które jest bardzo ciepłe.
Czarownica wypuściła z uścisku wampirzycę i otworzyła portal, jednak zanim zdążyła zniknąć w ludzkim świecie, Abigail krzyknęła:
- Pierwszy przystanek Nowy York i dzieci mojego szwagra!
Komentarze
Prześlij komentarz