Rozdział 1

Czytał Milczenie Owiec Thomasa Harrisa na trybunach stadionu szkoły Latterfield High School. Nie zwracał uwagi na nic, co działo się wokół niego. Z tego powodu nie zauważył, kiedy członek drużyny futbolowej rzucił w niego piłką. Książka wyleciała mu z ręki, a piłka trafiła w brzuch Leonarda. Chłopak skrzywił się z bólu, ale odrzucił piłkę kolegom na boisku, którzy tarzali się ze śmiechu. Leonard przewrócił oczami i wstał, aby podnieść książkę. Szczęśliwie, doszukawszy się pozytywów w sytuacji, Harris upadł w kałuże zeschniętego błota. Okładka była lekko przybrudzona. Leo schylił się z bólem i wrócił na swoje miejsce. Zaczął kartkować książkę, aby znaleźć stronę, na której skończył. I właśnie tym przejął się bardziej niż obolałym brzuchem.
- W porządku? - krzyknął nadbiegający w jego stronę futbolista, jednocześnie zdejmując kask ukazując czarne jak smoła włosy.
- Mocno dostałeś?
Leo podniósł wzrok na Douglasa.
- Sorki stary, mówiłem, żeby dali ci spokój, ale byłeś tak zajęty tą książką, że nie mogli odpuścić.
Leonardo tylko wzruszył ramionami. Widział, że Douglas był serio wkurwiony. Dlatego postanowił, że nie będzie dolewał oliwy do ognia.
- Jest spoko. 
- Leo - powiedział trochę ostrzej - Uważaj trochę na to, co się wokół ciebie dzieje.
- Bardziej interesuje mnie psychoanaliza seryjnego mordercy. - uśmiechnął się lekko i oparł stopy o barierki, o które opierał się właśnie Douglas. Wyglądał teraz na bardziej wyluzowanego. Włożył zakładkę do książki i odłożył ją na siedzenie obok, a ręce schował do kieszeni bluzy ASSC. 
- Może, gdybyś trochę ogarniał rzeczywistość zauważyłbyś, że dziewczyny na trzeciej, gapią się na ciebie cały czas. 
Douglas puścił w ich stronę oczko, a Leo kątem oka zauważył jak w ich stronę machają cztery, młodsze o rok dziewczyny.
- Wiem, że cię tu przywlokłem na siłę - westchnął ciemno włosy - Jak nie chcesz patrzeć na trening, to zagadaj do nich. Poczytasz jak będziemy w domu. 
Leonardo westchnął jedynie, jakby brat proponował mu pracę w kamieniołomach.
- I za nim zaczniesz swoje wywody. - ostrzegł groźnie - Nie oceniaj ich z wyglądu. Może są to inteligentne dziewczyny w twoim stylu, które zakochały się w Zabić Drozda.
Tym się można zachwycać, ale nie da się zakochać. - bąknął. 
- To kurwa będziesz z nimi rozmawiał o Zmierzchu, ale idź tam do nich i nie bądź chujem Leo.
Doug wiedział, że jego brat bliźniak woli własne towarzystwo, stertę książek i ciszę zakłócaną muzyką. Nie lubił imprezować, wolał zamiast tego wdać się w dyskusję na temat rapu. Zamiast wyjścia na piwo z kolegami brata, wolał ugotować coś i obejrzeć dobry film. I mimo, że Douglas chciał go zmienić, aby korzystał z życia tak jak on to robi. Wiedział, że Leonardo wszystko, o co go prosi, robi wyłącznie dla niego. Kiedyś Doug się poddał i powiedział Leo, że zrozumiał, iż nie może go zmienić na siłę i kocha go, mimo tego, że jest nudziarzem. Leonardo powiedział wtedy, coś, co sprawiło, że łza zakręciła się w oku czarnowłosego.
Nie lubisz oglądać ze mną Sherlocka Douglas, ale to robisz. Wolałbyś iść do jakiegoś klubu, potańczyć z dziewczynami, a następnie zaliczyć którąś w swoim samochodzie, ale zamiast tego pomagasz mi zrobić pizze i obejrzeć nominowane do Oscara filmy. Douglas to nie jest nic złego, że chcesz spędzać ze mną czas, w taki sposób, jaki ty lubisz. Nie mam nic przeciwko temu, żeby iść z tobą na domówkę czy pojeździć motorem za miastem. Nie muszę się męczyć wychodząc z tobą na piwo. Cieszę się, gdy spędzamy razem czas. Tak po prostu, każdy na swój sposób, ale wspólnie.
Byli świetnym przyjaciółmi, zupełnie się od siebie różnili, nawet ich włosy były jak ogień i woda, jednego kruczoczarne, drugiego prawie białe. Ale byli wyjątkowym rodzeństwem, nie tylko ze względu na tą szczególną wieź, ale łączyły ich sekrety, które dotyczyły tylko ich.
- Postaram się je oczarować moim urokiem osobistym. - uśmiechnął się kpiąco. 
- Myślę, że w taki sposób czarować nie potrafisz. - rzucił bezmyślnie Doug.
Leo chwilę patrzył na brata z nieodgadnioną miną, gdy po chwili roześmiał się głośno. Douglas też się uśmiechnął i kątem oka spostrzegł, że trener wchodzi na boisko. 
- Muszę lecieć, trening się kończy...
- Tak wiem, za piętnaście siódma. Jestem na każdym już dałem radę zapamiętać, o której się kończy. - odparł z przekąsem, po czym się rozchmurzył - Przez ten czas czytam siedemdziesiąt siedem stron, jak mi nikt nie przeszkodzi - spojrzał znacząco na skruszonego brata.
- Przeżyjesz dzisiejszy trening, bez tych siedemdziesięciu stron.
- Siedemdziesięciu siedmiu. - poprawił natychmiast, a Doug westchnął zrezygnowany. Z boiska dochodziły nawoływania w jego kierunku.
- Dobra lecę, pamiętaj o tym, co mówiłem. - rzucił ostro i pobiegł do chłopaków. Nawet z takiej odległości usłyszał krzyki trenera. Leonardo poczekał, aż chłopacy zaczęli biegać i wstał z miejsca chwytając książkę i ruszył w kierunku trzecioklasistek. Kiedy jedna z nich spostrzegła, że kieruje się w ich stronę, dźgnęła łokciem swoją koleżankę po lewej i już wszystkie patrzyły w jego stronę. 
Zero taktu, pomyślał. Spróbował ocenić, co go czeka. Dwie dziewczyny miały różowo-wyblakłe włosy. Jedna była trochę grubsza od swoich koleżanek i miała związane włosy w koka oraz okulary przeciwsłoneczne. Pozostałe dwie rudowłosa i brunetka. Obydwie pomalowane mocniej niż te z różowymi włosami. Rudowłosa miała na sobie białą, klasyczną spódniczkę Apparel Underwear i bluzkę, chociaż zastanawiał się czy to nie był stanik. Brunetka miała na sobie dzianinową sukienkę z kwadratowym dekoltem i czerwoną szminkę. Widział, że dziewczyny przyszły tutaj, aby popatrzeć wyłącznie na futbolistów. Usiadł na krzesełku wyżej koło dziewczyny z okularami. Wszystkie jak jeden mąż patrzyły na niego oszołomione. On natomiast odłożył swoją książkę i postanowił się odezwać. Czuł się trochę nieswojo. Wyszedł poza swoją strefę komfortu, w której nie musiał rozmawiać o rzeczach, które go nie interesowały. Leo tak odbierał pozostały ludzi. Jako nudnych, interesujących się rzeczami, którymi on za bardzo się nie interesuje. Jednak mimo wszystko lubił poznawać nowych ludzi, aby mógł się przekonać o tym, że się myli. Leonardo nawet, można powiedzieć, był małą gadułą. Nie miał problemu, aby poprowadzić rozmowę i kontynuować ją. Już chciał się przedstawić, kiedy rudowłosa przejęła inicjatywę.
- Jesteś bratem Douglasa. - stwierdziła penie - Macie identyczne twarze.
- Gdyby nie kolor włosów moglibyście się zamieniać. - powiedziała brunetka.
- Zawsze możesz spróbować się przefarbować - zaproponowała dziewczyna z różowymi włosami, która miała na sobie jako jedyna jeansy. 
- Przestań Meg. - skarciła ją ruda - Masz tlenione włosy. Tak bardzo was wcześniej mylono, że je farbujesz?
Leonardo nie miał nawet szansy się przedstawić, ale zdążył się już zdenerwować.
- Leonardo - powiedział trochę zimno - To naturalny kolor.
- Pieprzysz, na pewno nie urodziłeś się z białymi włosami. - oburzyła się rudowłosa, a Leo przewrócił oczami i zdecydował nie kontynuować sprzeczki.
- Samanta - odezwała się brunetka i uśmiechnęła lekko - Tak mam na imię. To jest Lea - rzuciła w stronę dziewczyny w okularach - Meg i Christina.
Leonardo skinął tylko głową. Postanowił trochę je podenerwować, skoro już się tu znalazł.
- Po co przyszłyście na trening? - zapytał lakonicznie.
- Mój chłopak gra w pierwszym składzie. - pochwaliła się Samanta.
- A co robią z tobą koleżanki?
Brunetka nie wiedziała, co odpowiedzieć. W sensie odpowiedź była prosta, ale gdyby powiedziała ją na głos, nie brzmiałaby zbyt dobrze. A Leonardo ponad wszystko cenił w ludziach szczerość. Więc czekał cierpliwie, aż Samanta wymyśli logiczną odpowiedź.
- Miałaby tak przyjść sama? - uśmiechnęła się trochę zgryźliwie. Wiedział, z kim chodziła. Był to kolega Douglasa, Brent. Leonard często spędzał czas w towarzystwie kolegów brata. Uważał, że Brent był w porządku, ale był trochę zbyt chaotyczny i impulsywny. Lubił wdawać się w bójki i szukać zaczepki tam, gdzie nie była potrzebna. 
- To tylko trening, a nie mecz. 
Leonardo lubił denerwować ludzi. Badał granice wytrzymałości i kochał wbijać szpileczki. Nigdy nie działał pod wpływem emocji, chyba, że coś naprawdę na niego wpłynęło, zazwyczaj zachowywał stoicki spokój, w przeciwieństwie do Douglasa.
Samanta trochę się speszyła. 
A on nie lubił tego. Szukał dyskusji, rozmowy, nie lubił kiedy ludzie nie wchodzili w nim w rozmowę i poddawali się. Denerwowało go to okropnie. Nigdy nie próbowali sztywno stać przy swoich przekonaniach, woleli odpuścić. Ale Leonardo nie chciał odpuszczać.
- Więc skoro jesteś tutaj dla swojego chłopaka, czemu bardziej interesujesz się koleżankami, a nie nim. Chyba gdybyś była tu dla niego, nie chciałabyś się rozpraszać.
Zapadła niezręczna cisza, a minęło dopiero dziesięć minut.
Leonardo przypomniał sobie, że Douglas go prosił, aby nie zachowywał się jak chuj.
- Lubicie Zmierzch? - wypalił niespodziewanie i chciał rzucić się z najwyższej ławki na trybunach, kiedy dziewczyny przytaknęły ochoczo. 
Zaczęły doszukiwać się w książce jakiegoś większego sensu.
Leonardo oczywiście czytał serię Meyer. Uwielbiał czytać takie przemielone hity. Tylko, że akurat Zmierzch poruszył Leonarda trochę bardziej niż inne dzieła popkultury. Wściekał się na tę książkę za każdym razem, kiedy czytał imię tej sieroty Belli. Za każdym razem, gdy mu się coś nie spodobało, przychodził do pokoju Doug'a rzucał książką o ścianę, wcześniej zapamiętawszy stronę, mówił bratu, co mu tak bardzo działa na nerwy niczym rozgoryczona nastolatka. Następnie podnosił książkę, wracał do siebie trochę bardziej spokojny i czytał dalej. Douglas zawsze cierpliwie słuchał jego wyrzutów, a Leonardowi właśnie tylko tego było trzeba, żeby ktoś go wysłuchał i nie oceniał, nie rozumiał, tylko słuchał. Brat na końcu każdego monologu Leo, odpowiadał zawsze to samo irytujące zdanie.
Jak ci się nie podoba, to nie czytaj.
I te słowa działały na niego jak płachta na byka. Bo Leo nie umiał tak po prostu przestać czytać, nie rozumiał nawet na czym miałoby to polegać. On uwielbiał analizować, a szczególnie uwielbiał zajmować się czymś, co działa na ludzi tak jak Edward Cullen na nastolatki. A na końcu próbował odpowiedzieć sobie na ulubione pytanie. 
Dlaczego akurat to zachwyciło tylu ludzi na świecie? 
Przypomniał sobie, jak prosił Douglasa przez tydzień, aby poszedł z nim obejrzeć ekranizację. Doug  wszystkie pięć razy zgodził się przeżywać jego największe utrapienie. Bo Leonard musiał zrozumieć jak działa świat i czym ludzie kierują się w swoich wyborach.
Chociaż Douglas i tak zawsze uważał, że Leo po prostu lubił Zmierzch
- Leonardo - wyrwał go z zamyślenia głos brunetki.
Zorientował się właśnie, że trening się skończył, a jej koleżanki zbiegły bliżej męskiej szatni. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Masz ochotę na sex? - wypaliła. Leonardo chwilę poczekał, a następnie roześmiał się głośno.
- Ciekawe czy jakieś wierne laski chodzą jeszcze po tym świecie. - prychnął z kpiną - Słuchaj, wydaje mi się, że nie ubierasz się, nie malujesz się... po prostu nie wyglądasz tak dla Brenta. Bardziej lubisz wyobrażać sobie sex z jego kolegami, dlatego przychodzisz na treningi. A ja głupi myślałem, że tylko twoje koleżanki chcą wyrwać futbolistę. Ty natomiast chcesz dwóch. Myślę, że pytasz mnie o sex, bo mam twarz mojego brata, a ty jesteś skłonna poświęcić się, mimo że nie jestem żadnym graczem. Wydaje mi się tylko, że jesteś trochę zbyt tania, jak na moje wymagania, Samanta.


*

Od razu po treningu, kolega Douglasa, Craig, zaprosił pozostałych znajomych z paczki do siebie na zimne browary. Wszyscy ochoczo przystali na tą propozycję. Leonardo również został zaproszony, w sumie jak zawsze. Był bratem Douglasa, a każdy w szkole go lubił i jednocześnie się bał. Nie raz Doug wdawał się w bójki i Leo wiedział, że jego brat potrafi być naprawdę agresywny. Był silniejszy od pozostałych, jego rany goiły się szybciej, a żeby go powstrzymać potrzeba było dziesięciu śmiałków. Ale nikt raczej nie pokonałby Doug'a, gdyby wpadł w prawdziwą furię. Douglas'owi w porę udawało się opanować zanim wykonałby śmiertelny cios, chyba dlatego, że gdy był wściekły umiał panować nad sobą. Bliźniacy rozmawiali o tym często. Nie rozumieli dlaczego są tak różni od swoich rówieśników. Leo wiedział skąd to się bierze. Był taki sam jak Douglas. Też był wystarczająco silny, aby zmierzyć się z przeciwnikiem i wyjść z pojedynku bez szwanku. Jednak Leonardo stronił od tego. Nie ćwiczył tak jak jego brat, nie rozwijał umiejętności, których tak bardzo nie chciał. Wolał inną część daru, który otrzymali. Od dwóch lat na własną rękę, sposobem prób i błędów próbowali zrozumieć, co się stało z ich normalnością w dniu siedemnastych urodzin. Byli tak bardzo zagubieni. Leonardo każdego dnia dziękował za to, że miał brata, z którym przeżywał pierwszą przemianę. Miał brata, któremu mógł powierzyć swoje obawy, a on je całkowicie rozumiał. Jednak z każdym tygodniem było coraz gorzej. Nowe umiejętności jakby stawały się silniejsze. Na początku Leo potrafił podpalić świeczkę, miesiąc później rozpalał ognisko w lesie, a po roku przez sen podpalił firany w swoim pokoju i gdyby nie Douglas ich dom spaliłby się. Coraz mniej potrafili kontrolować swoje moce. Najgorszy koszmar przeżyli w pierwszą pełnię po urodzinach. Na całe szczęście ćwiczyli w lesie panowanie na żywiołami, kiedy nagle zaczęli mocno się pocić i majaczyć. Nie rozumieli kompletnie, co się z nimi dzieje. Ich koście bardzo powoli i boleśnie zaczęły się łamać, ciało przechodziło przemianę. Nie wiedzieli ile czasu trwała ta katorga. Kiedy spróbowali się podnieść, zamiast swoich twarzy i ludzkich ciał ujrzeli naprzeciwko siebie wilka. Douglas był czarny jak smoła i o wiele większy, natomiast Leonardo miał białą sierść, bardziej puszystą od brata.
Tej nocy zrozumieli, że magiczne umiejętności nie są ich jedynym problemem. Od pierwszej pełni, każdą następną noc spędzali pod postaciami wilków. Dopiero miesiąc temu nauczyli się kontrolować przemiany. Douglas odkrył, że nie tylko w pełnię mogą stać się wilkołakami, ale każdego dnia. Leonardo jednak postanowił ograniczyć się tylko do przymusu pełni. Doug bardziej cieszył się z formy wilka i często podczas ich treningów w lesie, wolał patrzeć jak Leo próbuje opanować wszystkie żywioły. 
Bliźniacy akurat mieli sporo swobody w swoich działaniach. Ich rodzice porzucili ich, kiedy mieli po szesnaście lat. Całe życie poświęcali wszystkiemu, tylko nie swoim synom. Czasami Leonardo myślał, że oni wiedzieli. Ich matka nigdy nie starała się okazywać im jakichkolwiek uczuć. Ojciec ograniczał swoje stosunki z bliźniakami do minimum. Pamiętali ich jako bardzo zimnych i przestraszonych. Kiedy jak Leo był mały, chciał przytulić się do swojej matki tak, jak robiły to pozostałe dzieci. Wtedy kobieta odsunęła się od niego z krzykiem. Wykrzyczała mu prosto w twarz, że ma się do niej nie zbliżać, nikt nie może poczuć jego zapachu na niej. 
Od kiedy skończyli po dwanaście lat Douglas przekonywał Leo, że ich matka jest wariatką, a ojca praktycznie nigdy nie widywali. Chłopcy musieli zadbać o siebie sami, szczególnie miesiąc przed ich szesnastymi urodzinami zobaczyli, że ich rodzice pakują się w pośpiechu. Douglas zapytał ich wtedy, co oni wyrabiają. Matka odpowiedziała, że muszą wracać do domu, że nie mogą żyć w ciągłym strachu teraz, kiedy zaszła w ciążę. Zostawili im dużo pieniędzy, fałszywe dokumenty, na których jakoby byli pełnoletni i wypisali ze starej szkoły. Bliźniacy z wyprawką do samodzielnego życia sprzedali dom i kupili mniejszy w innym stanie. Zapisali się do innej szkoły używając danych rodziców przez telefon i starali się nie wpakować w żadne kłopoty, dopóki nie osiągną realnej pełnoletności. I tak przetrwali do ostatniej klasy liceum.
Impreza u Craiga trwała w najlepsze. Wszyscy się wygłupiali, pili albo grali na konsoli. Leonard natomiast zgłodniał i powiedział, że pojedzie po pizze dla wszystkich. Chłopacy wydali radosny ryk, a Leonard podniósł się z miejsca, kiedy do salonu weszły dziewczyny z naszego rocznika. Jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki męska część towarzystwa ożywiła się porzucając wcześniejsze zajęcia. Leo właśnie wychodził, kiedy jakaś dziewczyna w kusej sukience siadała na kolanach Doug'a, a on nie ma nic przeciwko. 
Po godzinie wrócił z piętnastoma kartonami pizzy. Poprosił futbolistów, którzy akurat jarali na podjeździe, żeby wzięli kartony do środka. Bez problemu się zgodzili. Leonardo zamknął auto i wszedł z powrotem do domu Craiga. Usłyszał jakąś awanturę w salonie, gdzie czym prędzej podreptał, ciekawy zamieszania. W środku akcji znaleźli się Brent i Douglas. Leonardo nie miał żadnego pomysłu, o co ta dwójka mogła się posprzeczać. Gdzieś z boku zauważył zadowoloną Samantę. Wszedł do pokoju, a nagle wszystkie spojrzenia skierowały się na niego. 
- Jesteś kurwa! - warknął w jego stronę Brent i jednym ruchem unieruchomił go przy ścianie. 
- Dobrze ci radzę Brent. - ostrzegł groźnie Doug - Odpierdol się od niego. Nic nie zrobił twojej lasce.
Brent patrzył na Leonardo z mordem w oczach, a ten zmarszczył brwi skonsternowany. Nic mu nie przychodziło do głowy. Nagle Brent został od niego odepchnięty przez Craiga. Facet Samanty chyba jeszcze bardziej się wkurzył.
- Ty mendo! Przyznaj się jak obmacywałeś moją dziewczynę proponując jej sex, żebym już mógł cię zajebać. Wszyscy myślą, że jesteś takim spokojnym geekiem, a ty jesteś zwykłym sukinsynem!
Leonardo musiał na spokojnie zrozumieć, co się właśnie dzieje. Samanta stała z boku z szyderczym uśmiechem chwilę temu, a teraz udawała przerażenie, gdy na niego patrzyła. Brent najwyraźniej uwierzył w bzdury opowiadane przez Samantę.
- Nie wiem, co ona ci powiedziała. - odezwał się zimno Leonard - Ale nawet jej nie dotknąłem. 
- Dobierałeś się do mnie! - krzyknęła Samanta z obrzydzeniem. 
Co za tania aktorka, pomyślał Leo.
- Niczego jej nie zrobiłem. - wysyczał powoli Leo w stronę Brenta.
- Słuchaj mnie. - Doug złapał chłopaka za koszulę - Leonardo nie jest zboczeńcem. Jeśli mówi, że nic jej nie zrobił, to nawet na nią nie chuchnął, rozumiesz? Wszyscy wiemy, że to twoja laska nie należy do tych... wiernych.
Samanta wybałuszyła oczy i się zapowietrzyła.
- Od miesiąca za mną łazi i próbuje namówić mnie, żebym ją przeleciał. Zapytaj Craiga, Dana, kogo tam chcesz. Każdy ci powie, że twoja laska to mała, puszczalska...
I wtedy się zaczęło się robić nieprzyjemnie. Brent wyrwał się Craigowi i zaczął okładać pięściami twarz Douga. Ten nie zostawał dłużny i w mgnieniu oka usiadł na nim okrakiem i zaczął masakrować twarz Brenta. Leonardo czuł się w obowiązku pomóc bratu, tylko nie za bardzo wiedział, jak się do tego zabrać. Douglas wygrywał, nie wyglądał jakby potrzebował pomocy... za to Brent był bardzo w potrzebie. Samanta krzyczała coś z boku i rzuciła się na Doug'a. Leo wiedział, że brat jest raczej w swoim transie i może przez przypadek skrzywdzić dziewczynę. Leonard chwycił ją za łokieć i odciągnął od walczących mężczyzn. 
- Niech ktoś mu pomoże! - krzyczała rozhisteryzowana. 
I chyba tylko w ten sposób Leo mógł pomóc bratu, aby ten nie miał kłopotów. Powstrzymując go przed tym, co jest w stanie zrobić.
Co dziwne Leonard nigdy tego nie robił. Nigdy nie wtrącał się, gdy Douglas walczył. Ponieważ nie czuł się zobowiązany pomagać ludziom, którzy mu się narazili. Jakkolwiek mało humanitarnie to brzmi. W tym przypadku Leo czuł, że to jego wina. Brent po prostu postąpił, jak prawdziwy mężczyzna stający w obronie kobiety i za to miał wylądować w szpitalu?
Leonardo jednym ruchem odrzucił Douglasa z Brenta. Wszystkich wokół zamurowało, nikt nie spodziewałby się, że Leo jest tak silny. Doug chwilę próbował dojść do siebie. Nie wiedział, czemu Leo zareagował, ale kiedy spojrzał w oczy bratu zrozumiał, że już na nich czas. Nie przejmując się stanem kolegi wyszli bez słowa. Doug wsiadł za kierownicę, mimo że wypił dwa piwa. 
Chciał jechać o wiele szybciej, kiedy zobaczył jak brat zaczyna się przemieniać, ale wolał nie zostać zatrzymany przez szeryfa z wilkiem na siedzeniu pasażera.

*
Douglas szedł ścieżką z parą spodenek koszykarskich, butelką wody i prowiantem. Po tym jak dotarli na miejsce, Leonard wyskoczył z samochodu i pobiegł w stronę lasu jako szary wilkołak. Douglas dał mu trochę czasu, aby się wyszalał i postanowił wziąć prysznic. Przebrany w szare dresy, zrobił kilka
kanapek dla siebie i brata.
Kiedy dotarł na polanę, Leonardo siedział nagi oparty o pień drzewa. Douglas podał mu spodenki, jedzenie i picie. Kiedy tylko się przebrał zaczął wcinać kanapki w ciszy.
- Nie umiałem się ogarnąć. - przyznał Leonard, kiedy skończył jeść. Sięgnął po butelkę i kiedy napił się, postanowił wylać resztę na swoje ciało, aby się trochę schłodzić.
- To dlatego, że rzadko się przemieniasz. Wiem, że tego nie lubisz, ale to też jest część ciebie, którą musisz nauczyć się kontrolować. 
Leo skinął głową i przymknął powieki. Był wyczerpany, nie tylko fizycznie. Bał się, że któregoś dnia ktoś się dowie albo, że przez przypadek uwolni swoją moc przy ludziach. A najbardziej bał się tego, że któregoś dnia zabraknie koło niego Douglasa, z którym wszystko wydawało się odrobinę łatwiejsze. Pojedyncza łza spłynęła Leonardowi po policzku.
Chciałbym po prostu zapytać kogoś co się ze mną dzieje, bo już nic nie rozumiem.
Dlaczego z moich oczu płyną łzy, a z dłoni buchają płomienie?
Dlaczego czasami przypominam bardziej psa niż samego siebie?
Douglas usłyszał myśli brata, rzadko działo się to, kiedy nie byli wilkami. Ale tak samo, jak on chciał znać odpowiedzi na te pytania. Doug usłyszał szelest po swojej prawej stronie. Był pewien, że ktoś czai się za drzewami. Mimo dobrego wzroku, nie umiał widzieć w ciemnościach. Leonardo też się spiął i nasłuchiwał. Czarnowłosy wstał ze swojego miejsca, a koło niego przebiegła jakaś postać.
Tak szybko, że ludzki wzrok nie był w stanie jej dojrzeć.
Co jest? pomyślał Doug.
Obejrzał się dookoła i zobaczył mroczną postać na środku polany. Miała na sobie długi, czarny płaszcz. A jej twarz zasłaniał kaptur, w jednej chwili odrzuciła okrycie. Ukazała im się dziewczyna o czekoladowych, kręconych włosach spiętych w kucyk. Była ubrana w czarne matowe spodnie i czerwoną koronkową bluzkę. Była trupio blada, a jej usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. Douglas dojrzał, że nie były pomalowane szminką, one po prostu były naturalnie czerwone.
- Co to ma znaczyć? - odezwał się Leonard.
Dziewczyna ruszyła w naszym kierunku szybkim krokiem.
- Leonard i Douglas? - zapytała z nadzieją.
Bliźniacy wysłali sobie pytające spojrzenia, a następnie spojrzeli na kobietę i skinęli niepewnie głowami.
- No powiem wam chłopaki, że trochę trzeba był się za wami uganiać, żeby was znaleźć. Jestem Zara -wciąż patrzyli na nią pytająco - W połowie wampirzyca, w połowie elf.
Trochę trwało za nim bliźniacy przyswoili, kim jest Zara.
- Ja pieprzę - mruknął Leo - Ja naprawdę nie mam nic do tych cholernych wampirów. Zmierzch był spoko.
Douglas zaczął wyć ze śmiechu, a Zara była trochę zmieszana, lecz nie porzucała swojego uśmiechu.

Znalazła ich. Pierwsza dwójka, synowie Abigail i alfy Giovanni'eo. W połowie czarownicy i wilkołaki. Była taka podekscytowana. Jej plan powoli wchodził w życie. Musiała skontaktować się z Adelą, która zapewne odchodzi od zmysłów, ale to nie dziś. Zara była taka szczęśliwa, że chciała tańczyć z radości na środku polany. Wiedziała też, że bliźniacy rozpoczynają nowy etap w swoim życiu.
Tak samo jak pozostali dualici, których musi odszukać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 3

Prolog